Przebudzenie

Ten utwór napisałam wiele lat temu…
Dedykuję go mojej już nieżyjącej mamie…..najpiękniejszej z najpiękniejszych……Weronice <3

Wieczór, zmierzch wydarzeń przeszłych, a właściwie dzień w zasłonie deszczu ustępuje miejsca nocy.
Dziś to dziś…..ten skrawek rzeczywistości był dla mnie cały wypełniony nocą, okryła moje wnętrze mrokiem….głuchym oddechem pustki.
Będąc istotą tak czującą otworzyłam się ,wchłonęłam ją.Tak uwodzicielski to smak……czuć to dno bez dna.
Obudził się się we Mnie ten głuchy ryk.Czułam się jak głodne zwierze….głodne Pasji….by móc Żyć.
I nie mówię tu o przetrwaniu, rutynowym odhaczaniu rzeczy zrobionych i nie zrobionych.Krzyk wydobywający się z głębi mego istnienia…By każdego dnia czuć w swoich żyłach płynącą energię Życia , ogień w sobie ,który sprawia,że sięgam tam gdzie nigdy nie sięgałam…więcej tam gdzie nikt nie postawił swojej nogi….

I dziś pijana deszczem, pytam siebie…Co jest realne??? Stałam się wariatką, która podważa każdy system wierzeń, wszystkie bzdury, którymi byłam faszerowana jak kaczka jabłkami, na obiedzie u ojca…
Jesteś taka i taka, nie umiesz tego ale umiesz gotować, jesteś ładna ale dupę masz szeroką, powinnaś być dobra, bo dobrzy ludzie idą do nieba…..I tak mogłabym płynąć tą łodzią w przeszłości i wyłapywać te śmierdzące rybki, które zjadałam. Wierzyłam i nie mam tu osądu dla nikogo, gdyż sama byłam swoim twórcą .Nie kochając siebie chciałam udowadniać wszystkim jaka to wspaniała… jestem…..nie wiedziałam ……spałam……czułam się nawet w tym wygodnie……taki mój mały światek…..przyjemności……smaczki…….robaczki.
Żyłam dla innych, głodna miłości…..myślałam,że wszystko trzeba udowadniać, o wszystko się starać….lubiłam być niepoważana, rozkojarzona błądząca gdzieś w innych wymiarach….
Choć tłumiłam w sobie swą inność to zawsze byłam otwarta na tzw Świat inny…. paranormalny…Spychałam to w sobie…..jakoś nie pasowałam do otaczającego krajobrazu…

Często ubierałam się w szmatki nieswojego wstydu, poczucia winy,że nie jestem doskonała.Myśląc ,że to właśnie Ja…..smarkula nie pasująca do tego świata Wielkiego umysłu…Notabene w moim dzieciństwie odkryto,że.mój własny jest dość małych rozmiarów …..co miało mnie zakwalifikować do tych lekko upośledzonych…
Skrzydła mojej matki uchroniły mnie od wymóżdżonych ludojadów……wiedziała kim jestem…….wiedziała kim ona jest…..ufała piękna moja…..czuję jej uśmiech w sobie.
Czułość,która jest poza wszystkimi wymiarami…..anioł…….w czerwonej sukni w groszki. Anioł w swej podróży……tak wielka a czasem jak mała dziewczynka bawiąca się z swoimi aspektami.
Zasłona jest gruba….będąc tu nie pamiętamy Siebie.
Zatrzymam się tu pomiędzy tymi słowami.
Tak jestem tam w tym głuchym pokoju….teraz…..noc…..nasłuchuję czy jej oddech jest równomierny……czy nie muszę podać jej tlenu…..cisza…..czarna dziura w środku…..mam świadomość tego,że to dziś…..że to ten dzień …..ta chwila..
Gdzieś w sobie noszę smak magii i wierzę w rzeczy, w które nikt nie wierzy…Jako mała dziewczynka zamknęłam tą pamięć, ale dziś otworzyło się to we mnie ponownie…..Jest spokojna ….. wie……sekunda za sekundą, minuta za minutą rozpływa się historia, którą tutaj stworzyła….jej ostatni oddech przenika ten ciemny pokój….dotykam ją delikatnie…chwytam jej jeszcze ciepłe dłonie…zamrożona w środku pragnę, by rozgrzały moje serce…..koniec……czy to jej koniec….czy mój koniec?
Przez ułamek sekundy wniknęłam w Świat, którego nie widać…..Zabrała mnie tam ze Sobą….bym mogła poczuć,że to nie koniec….powrócił do Mnie dar, który schowałam głęboko w sobie …..To ten czas to miejsce bym mogła otworzyć swe oczy szeroko i przebudzić się….

Jestem przepełniona dziękczynieniem dla Niej, dla Siebie……stało się…. Jej ostatni oddech był jak trąba Gabriella a może Louisa Armstronga, którego zawsze lubiła słuchać i naśladować …usłyszałam ją, jej dźwięk rozlał się we mnie głośno i od tej chwili nic już nie było takie same….