To mój ukochany stan. Opuszczasz wszystkie gardy i zwyczajnie się poddajesz. Pozwalasz być wszystkiemu takie jakie jest, z niczym nie walczysz, niczego nie próbujesz zmienić,a tym bardziej zrozumieć. Na tą jedną chwilę wszystko jest bez znaczenia… stop…oddech… poddaję się i pozwalam…oddech…dużo oddechu Moje drugie słowo na ten stan to pacyfikacja, to tak jakbyś się rozpuszczał, zlewał z wszystkim wokół w absolutnej akceptacji. Promieniował cichą obecnością. To słodkość w moim brzuszku i paprocie w stopach. Oczywiście najłatwiej w naturze, ale możliwe wszędzie.
A gdy się tak poddasz, to kreatywność zatańczy z istnieniem…i wypłynie taka piękna ilustracja ? Przynajmniej u mnie działa?