te słowa odbijają się we mnie echem. Tak banalne a jednak szczere i piękne w swej prostocie.
Obiecałam Sobie,że przestanę mocować się życiem.
Płynąć pod prąd, walczyć z tym co przynosi dzień. Tak znana mi była ta odwieczna walka z wiatrakami. Mocowanie się z własnym cieniem…znaki zapytania, wykrzykniki a czasem długie spacje.
Przyszedł dzień na przyzwolenie bycia wszystkim takie jakie jest.
To moje świętowanie mała celebracja, która otwiera nowe drzwi łaski.
To mówienie życiu TAK, bez względu na to co przynosi.
Przestaję ważyć własne myśli, segregować je w małe pudełka….dobre, złe
Znika pojęcie osądu. Otwieram ramiona, przestaję tupać nóżką.
Niech Życie płynie przez każdą komórkę, wypełniając mnie sokiem słodkim i zmysłowym.
Jesteśmy tu tylko chwilę, dlatego szkoda czasu na dni bez Siebie w pogoni za niczym. I nie muszą to być czyny wzniosłe.
Zacząć powoli uprawiać ten piękny ogród w Sobie, wypełniać własnym oddechem. Zatrzymać w słońcu i deszczu. Nie zawsze jest wszystko takie jakbyśmy chcieli a właściwie to często nie jest…
A może to My zamroczeni własnymi oczekiwaniami zapominamy by Żyć i cieszyć się tym co jest.