Obudziłam się dziś z lekkością porównywalną do piórka na wietrze, miałam w sobie uczucie jakbym zostawiła za sobą tonę niepotrzebnych śmieci.
Tak często trzymamy rzeczy, które już Nam nie służą. Wręcz je kolekcjonujemy, budując swoją fortecę z historii i niespełnionych marzeń,oznaczeń, zdarzeń ,ludzi.
Czujemy się bezpiecznie gdy określamy swoje granice, mówimy sobie tak jestem tym i tym, pochodzę z stąd…
To daje Nam pewność Siebie i wyznacza naszą wartość.
W swoim życiu odkryłam jak wielka to iluzja, i że gdy puszczamy to, co wydaje się być Nami, zaczynamy odkrywać prawdziwego Siebie.
Nie jest to proste. Mi osobiście łatwo było zostawić za sobą rzeczy, które gdzieś mi ciążyły, uwierały.
Jednak największą trudnością było puszczenie swojej wygody, tego co sprawiało,że nie musiałam się martwić o pewne rzeczy, zwyczajnie żyłam w swojej bańce,
oddając własne życie w ręce innych, a później dziwiąc się,że jest tak nie inaczej.
To było zabawne do pewnego punktu i pewnie mi służyło. Lecz teraz jest nowy czas.
Gdy każdego ranka biorę świadomy oddech i wybieram pełnię życia dla Siebie, nie dla rozmytych miraży, bujając w obłokach ale dla czystego zmysłowego doświadczenia życia.
Stoję mocno na mokrej trawie i czuję jak Ziemia mnie kocha i życie Mnie kocha, a ja kocham życie.
Zaczynam tego doświadczać coraz głębiej, odkrywając swoje Własne Misterium.
Nie powiem,że zawsze to było takie proste, przeszłam wiele, a moje doświadczenie pokazało mi, że im bardziej się czegoś trzymałam tym bardziej bolało.
Z czasem nauczyłam się by nie mocować się z własną ciemnością a raczej pozwolić jej być…poczuć ją w pełni, by móc przyjąć dary od Niej.
Przypomina mi się moje doświadczenie skoku z samolotu ( oczywiście z spadochronem;))
Było wysoko, byłam oszołomiona majestatem przestrzeni nieba. Czułam się tak jakbym się rozszerzyła i przytuliła wszystko co było pod moimi stopami, a jednocześnie paraliżujący strach przed skokiem w nieznane.
Musiałam zaakceptować fakt, że mogę roztrzaskać się w tysiące kawałków przemieniona, wpaść w nicość absolutną i już się nie obudzić.
Zaakceptowałam to, puściłam…
Dosłownie spadałam 200km na godzinę, oszołomiona tym co się dzieje….rozbrojona.
Nic nie miało znaczenia, w takiej prędkości rozpływa się każda historia, każda rana, każdy smutek.
Na tą krótka chwilę stałam się czystą Euforią Istnienia, wolnym ptakiem.
To doświadczenie było tylko początkiem tego co wybrałam dla Siebie, zapalnikiem doświadczeń i wyborów by wyjść poza własne ramy i odkryć prawdziwego Siebie.
03.06.2015